XY - Anka Mierzejewska

teraz

nieznośna lekkość ciszy

20 kwi 2023

Drogi Odbiorco, witaj na mojej stronie

Uświadomiłam sobie teraz, że nie dość jasno komunikowałam się pokazując przez 30 lat projekty malarskie na ponad 100 wystawach. Na usprawiedliwienie powiem, że nauczono mnie milczeć, a teraz mam się w pełni wypowiedzieć.

Maluję idee. Problemy zamieniam w projekty. Moją motywacją jest rozwój i pomoc.

Inspiracja jest prawie zawsze dramatyczna. Przekształcam własne, bolesne doświadczenia w serie prac namalowanych lekko, w świetlistych, czystych kolorach. Inspiracje często ukrywam, bo musiałabym się przyznać jak bardzo mi zależy, jak bardzo czuję się sponiewierana. Teraz widzę, że jeżeli nie widać powodu – mojego – „dlaczego?” odbiorca nie wie, jak konieczne z mojego punkt widzenia były te działania. Moje bolesne miejsca to: rynek sztuki, cielesność, wolność, empatia.

2020 r. Jadę z wioski Ligota Piękna do Trzebnicy, kiedy w radio słyszę: covid zabił kolejne 1500 osób, 7 leni chłopiec popełnił samobójstwo. Wyobraziłam sobie tego chłopca, wychowywanego przez samotną babcię. która cały dzień opowiada mu jak się boi śmierci, wojny, zarazy, i on bez wyjścia, bez kolegów, bez szkoły, bez jakiejkolwiek odskoczni – jak musiał być przerażony. To był moment, kiedy zdecydowałam, bo czuję się odpowiedzialna, że muszę pomóc ludziom zobaczyć, że mimo ponurej sytuacji, mamy moc – i tak powstała seria „I am a human” z dzikimi kotami, panterami, gepardami. Patrząc na ich bezkompromisową walkę o życie można poczuć się silnym. Pokazałam ją natychmiast po otwarciu galerii, bo chodziło o to, żeby dać ludziom moc, wtedy, kiedy czuliśmy się słabi.

Jako artysta aktywny, wystawiający regularnie zdaję sobie sprawę z tego co się dzieje na rynku sztuki. Mit artysty, umierającego z głodu na wilgotnym strychu, bohemy, która żyje sztuką, więc rozdaje obrazy za butelkę wina… nadal funkcjonuje. Dlatego od 2007 roku moją misją jest zrobić coś ze stygmatyzacją zawodu artysty.  Namalowałam 6 serii dotyczących rynku sztuki – odmitologizowujących tą szkodliwą dla nas wizję: „Znikające obrazy”, „hasztag milion”, „nie bo nie”, „nazwisko jako znak towarowy”, „chcecie kwiaty, macie kwiaty”, „pomidor”. Oprócz tego zrealizowałyśmy szereg projektów z Małgorzatą ET BER Warlikowską w grupuje Stary Banan, akcji dotykających ten temat: „słodkie jest życie ze sztuki”, „nie możemy się rozebrać, bo nie mamy pleców”, „Stary Banan rzuca pędzle”, „15 minut sławy”. „Sztuka bo, bo…” i inne.

Zdecydowałam się na sztukę i co za tym idzie na wystawach miałam często do czynienia z odbiorcą nieprzygotowanym – usłyszałam bolesne zdania: „tak mało farby, to za co ja płacę”, „czy to mi pasuje do tapety”, „ moje dziecko też tak potrafi”, „namaluj coś ładnego”  – itd. powstała seria „no because I said so” – / nie bo nie/ – tak mama mówi do dziecka, kiedy nie ma argumentów – ucina dyskusję – rynek sztuki tak właśnie wyglądał w moich oczach – brutalnie! Raz klient rzucił we mnie gotówką, był zdziwiony, że za pracę się płaci, bo przecież dla mnie to tak przyjemność malować …  Artyście nie wypada dbać o pieniądze. To źle widziane, a jednak większość artystów chce swoje prace widzieć na aukcjach w Christie’s. Kolejne taboo. Powstała seria „hasztag milion” – na zielonym jak dolar materiale jest napisane milion dollars – żeby każdy wiedział, że patrzy na wartość. Pewna osoba powiedziała, że kupi obraz, ale tylko jeśli to będzie portret jej psa – tak sprowokowała powstanie koncepcji DOG – GOD, bo ludzie robią czasem z psa boga, i do malowania portretów psów odwróciłam się ogonem – psy były pokazane od tyłu. „Chcecie kwiaty macie kwiaty” – ktoś dowiedziawszy się, że jestem artystą, chce zamówić u mnie obraz: kwiaty w wazonie – pomyślałam, że im bardziej wyświechtany temat tym trudniejszy – namalowałam więc serię kwiatów tak, żebym miała przyjemność z zabawy formą, i wtedy dla ktosia te obrazy były nie do przyjęcia. Kiedy chcą mnie zabić używam takich zabiegów jak w sztukach walki. Projekt „Pomidor” to namalowany na biało krzak pomidora na wielu blejtramach, każdy ma metr na metr – można je dowolnie przestawiać i tworzyć „pasujące” do wielkości ścian zestawienia – piony, poziomy, kwadraty małe i duże. Bawię się ze sprowadzającym obraz do poziomu dekoracji klientem w kotka i myszkę, albo w „Pomidor”. Celebrycko – snobistyczne nastawienie rynku sztuki doprowadziło mnie do konceptu „Znikających obrazów”. Żeby nie dać satysfakcji tym, którzy na sztuce chcą tylko zarobić, a nie obchodzi ich głębsza wartość prac, namalowałam wizerunki banknotów taką farbą, która blednie, więc namalowane na obrazach pieniądze – dosłownie znikną. Rynek sztuki to potwór, który sztukę mieli i wypluwa i robi z niej fast food.

Maszyny były postawieniem pytania, co jest sztuką?  Wiem, że mogę namalować wszystko, tylko po co? Maszyny były reakcją na popularne w tamtym czasie obrazy, które wyglądały na namalowane z rzutnika. W moim rozumieniu wartość sztuki leży nie tylko w koncepcji, ale też w formie. W moim odczuciu to ekspresyjne malowanie, z ręki, oddaje prawdziwą naturę rzeczy, jest wyczerpujące dla artysty, bo wymaga olbrzymiego zaangażowania energetycznego i niesie ze sobą wielki ładunek emocjonalny. Czując, że mój wysiłek, wierność prawdzie,  ekspresji, szczere oddanie jest niedoceniane, z rozgoryczenia, bezsilności i bólu powstała ta seria. Musiałam się przebudować. Z poczucia odrzucenia zrobić sukces.

W sportowcach chodziło mi o zabawę minimalizmem. Czerń i biel. Sport jest czarno biały moralnie. Wygrana i przegrana.

„Mój stary dzisiaj skakał” – mówi facet stojący przy sąsiedniej bramie, pod oknem i jest przez ten jeden dzień gwiazdą ulicy – jego ojciec skoczył z 2 piętra pod wpływem substancji, i cały się połamał. Pierwszy mój kontakt z sąsiadami to kradzież drabiny – kobieta, która ją wyniosła ma 4 dzieci, chłopców, którzy przyjeżdżali tu czasami na weekendy z domu dziecka. Moja rewitalizacja Nadodrza polega na wklejeniu w dzielnicę kilku murali – haseł ‘kocham Cię, wybacz mi, przepraszam, dziękuję” – ten napis jest uzdrawiającą, oczyszczającą mantrą, którą Indianie kierują w stronę konfliktu, żeby go rozbroić i przywrócić stan równowagi. Napis wygląda jakby go nabazgrało dziecko. Chodzi o to, żeby każdy, kto spojrzy z okna, rano pijąc herbatę, czytał go po wielokroć. Żeby forma nie kojarzyła się ze sztuką, ale z czymś co ludzie tutaj uznają za naturalne, swoje.

Inny mural „jesteś fajny, jesteś w porządku, lubię Cię” powstał, kiedy przeczytałam, że jeśli tylko będziemy mieli wiarę, że jesteśmy ok i ktoś nas akceptuje, nabierzemy pewności siebie, koniecznej do podejmowania życiowych wyzwań. Chciałam wzmocnić nas wszystkich, którzy tego potrzebujemy.

„Widok na morze” to napis kredą, który powstał na murze naprzeciwko okien pracowni, żeby zasugerować nam, mieszkańcom Nadodrza, że jest zawsze alternatywna ścieżka.

Koncepty dotyczące cielesności zawsze były ważne. Pracując do upadłego zrezygnowałam z siebie, czekałam do czerwca, kiedy zaczynały się wakacje i jechaliśmy nad morze. Leżąc w wodzie wyobrażałam sobie, że staję się przeźroczysta, ciało i głowa i myśli i serce dają się przepłukać, a ciało staje się miękkie, lekkie, poddaje się falom, poddaje się temu co nadchodzi. Teraz myślę tak o wszystkim, o całej materii. Z tych doświadczeń powstały serie „Octopus”, w kilku wersjach. Inna seria to „Nie dotykać” gdzie namalowałam gimnastyczki i „Skate”, na aksamitach w kolorze morza.

Dla mnie bycie bio oznacza wzięcie odpowiedzialności nie tylko za segregację śmieci, ale segregację własnych myśli. Namalowałam wiele prac wyrażających ból, gniew, wstręt, strach, ale myślę, że nie mam prawa zaśmiecać moim przerażeniem świata, więc staram się wyjść ze strachu i pokazać alternatywne scenariusze. Humor jest bronią Kiedyś wywrzaskiwałam swoje napięcia: Moja pierwsza wystawa miała miejsce na studiach w galerii Vogel w Kolonii i pokazałam na niej dramatyczne rysunki kobiet, wyniszczonych, skulonych, wychudłych ciał. Czasem w miłosnym uścisku z mężczyzną.

Czy popełniłam błędy? Mnóstwo. Malowałam nawet na zlecenia. Trudno. Idę dalej.

PS. Tu jeszcze o innych projektach, ale ponieważ jest ich ponad 40 to tylko o wybranych:

„Nic się bardziej nie starzeje niż nowe media”. Nastała era mody na wideo i wszędzie nagle w galeriach tylko ekrany i słuchawki. Czułam, że muszę przejść do podziemia. Namalowałam serię „Brainwashing”, gdzie podporządkowałam się obowiązującemu standardowi – galeria wygląda tak, że wisi rząd namalowanych słuchawek. Słuchawki wyglądały jak czaszki, Koniec, śmierć malarstwa. Nie jestem przeciwna sztukom wideo, jestem przeciwna modniarstwu, podczepianiu się.

Zaraz potem zrealizowałam projekt Drugie De eN A. Namalowałam serię pływaków, ale patrzymy na nich przez powierzchnię nie wody, ale zakłóceń monitora, bo teraz naszą rzeczywistością jest obraz przetworzony przez ekrany, komórki, komputer, telewizor. Kiedy poszłam na kurs pływania dostałam płytkę z nagraniami jak się poruszać. Oglądałam ją na telewizorze, robiłam stopklatki i fotografowałam. To co wyszło, to postaci plwające w pikselach. Pomyślałam, że media pokazują nam zupełnie nowe możliwości percepcji, odchylają rzeczywistość i że to jest wartościowe.

Kiedy w końcu uświadomiłam sobie, że wróg to nie jest ktoś na zewnątrz, ale że jedyna wojna jaka się toczy, to wojna w moim sercu, zabrałam się za projekty nie walczące ze światem zewnętrznym, ale wzmacniające wnętrze. Projekt „Ciało myśli” jest kwintesencją tych działań, ale został pokazany w covidzie dla tylko 24 osób. Odkrycie, że każda myśl tworzy rzeczywistość spowodowała, że namalowałam serię obrazów ze złotymi myślami, powtarzalnymi, jak mantra, na złotym materiale, żeby dać narzędzie do zmiany, tym, którzy są na to otwarci.

Budzę się w panice, że, muszę namalować to, co właśnie przeczytałam i ruszam natychmiast do pracy. Rozpisuję ten nowy projekt, przygotowuję się, realizuję, robię wystawę. Ciągła walka, o pieniądze, o możliwość wystawienia, wycieńcza mnie. Wtedy poznaję Edytę Borzymowską, która mówi: świat się zmienia od nic nierobienia. Zajęło mi 2 lata zanim zrozumiałam to zdanie. Na wystawie pod tym tytułem pokazywałam transformację pracoholika, niemal człowieka-maszyny, wychowanego w zachodnioeuropejskiej kulturze, gdzie obowiązują „niemieckie” standardy, do wejścia w medytacyjną mentalność, rodem z kultur wschodu, gdzie człowiek słucha, podąża za swoim przeznaczeniem, nie forsuje na siłę swoich celów.

Kiedy indziej przerabiałam nasze ludzkie potrzeby – na recyclingowych materiałach pokazując, że możemy się zmieniać w obrębie naszego ciała. Stawać się kimś innym, kim zdecydujemy się być. To było „ I am just redy to be me”.

Ostania seria to totalna kapitulacja. Rezygnacja z walki. Miłość. Sex. Ciało. Seria „Antidote”.

Teraz czytam książkę „obsługa waginy”. Potrzeby kobiet, dotąd temat taboo, mogą zostać zauważone. Wcześniej nie śmiałam się odezwać, teraz dopiero umiem mówić o uczuciach. Rozpoczęłam rozmowę o erotycznych potrzebach dziewczyn.

„love- fear” – każdy kij ma dwa końce” byłby tym jedynym obrazem, najważniejszym, może jeszcze „lifegurad” sztuka jest tym, co ratuje życie. W to wierzę.

Życie mnie boli. Malarstwo jest moją bronią, którą pomagam naprawić świat. Po cichu rozbrajam pole minowe i oddaję je innym, żeby się po nim swobodnie przechadzali.

Mam nadzieję, że moje prace są i będą partnerami do rozmowy i że są wśród nich takie, na które chce się patrzeć w nieskończoność. /

Dziękuję za uwagę. Pięknego dnia.

 

kategoria - Bez kategorii / Komentarze są wyłączone

Komentarze zostały zamknięte.

Strona oparta na WordPress, Copyright by Anka Mierzejewska, design by PB & Anka Mierzejewska