Projekt : NIE BO NIE ( od 2009 do teraz, pokazany w Wozowni w Toruniu) zajmuje się badaniem stosunku artysta – rynek sztuki. Artysta proponuje sztukę czystą. Artysta walczy sam ze sobą za każdym razem kiedy staje przed płótnem z przekonaniem, że musi się wypowiedzieć. Artysta znajduje w sobie siłę i odwagę do przeciwstawienia się dotychczasowemu porządkowi, regułom, przyjętym formom i w procesie tworzenia znajduje nową wartość. Ten proces tworzenia jest pracą artysty. Jest to praca wyczerpująca i wymagająca ciągłego bycia w czujności i napięciu, ciągłego weryfikowania każdej decyzji, ale jest to tez praca radosna, jeżeli udało się artyście choć na moment osiągnąć stan zadowolenia z efektów swojej pracy. Spełnienie – namalowany obraz – jest doniosłym osiągnięciem.
…teraz, ze swoim doniosłym osiągnięciem, malarz wychodzi z pracowni i doznaje porażki, odrzucenia, niezrozumienia. Jest to oczywisty proces, ponieważ artysta, z definicji proponuje rzecz nową, a nowe budzi lęk. Podejdźmy do kogokolwiek na ulicy z nową propozycją, jakąkolwiek – pierwszą reakcją jest lęk, ucieczka, słowo „ nie”. To samo dzieje się ze sztuką współczesną. Jest to coś nowego, zaskakującego, innego, niewiadomego. Nowe musi stać się stare żeby zostało przyjęte.
Dlatego rynek sztuki to rynek rzeczy starych i uznanych, których ludzie przestali się już bać. Dzieł odleżanych, obejrzanych już tysiące razy, zatwierdzonych przez krytyków i autorytety.
Rynek sztuki daje się też uwieść szybkim karierom przelotnych gwiazd, które mając zaplecze finansowe, potrafią opłacić akceptację dla swojej produkcji, szybszą, niż to mentalnie dla ludzi możliwe.
Rynek sztuki to zderzenie idealizmu z mieszczańskim, bezpiecznym sposobem myślenia. To musi bolec – artystę – oczywiście.
Maluję duże formaty – w nich dobrze się czuję – jest miejsce dla ekspresji, dla zostawienia śladu pędzla, ale wielokrotnie słyszałam, że życie tak nie działa, że muszę się dopasowac, na przykład do rozmaru ścian w M1.
Tak mało farby – to za co ja płace ? – dosłownie tak brzmiało zdanie pana, który wychowany na Rubensach i Kossakach nie toleruje innych koncepcji w malarstwie – na przykład zostawiania miejsc na płótnie niezamalowanych.
I to ma byc sztuka? – zdanie skierowane do pani w galerii, wypowiedziane przez oburzonego, niedoszłego klienta.
Czy to mi pasuje do tapety? – wielokrotnie usłyszane przez mnie zdanie – świadczące o stylu, w jakim niektórzy ludzie kupują obrazy. Nie kupują dzieła, ponieważ mają z nim kontakt duchowy, jakby sobie wyobrażał artysta, ale dlatego, że chcą mieć coś na ścianie, co zapełni im miejsce i obraz ma do tego, danego miejsca, zwyczajnie pasować.
Sztuka to suka – świetnie wiem, czego chce mieszczańska mentalność – mogę taki obraz namalować, i już o mało co wszystko by pasowało, i wtedy taki „ słodki”, wesoły obrazek „przekreślam” w oczach moich potencjalnych odbiorców pisząc na obrazie hasła, które zmuszają do weryfikowania swojego zdania – tutaj w tym cudownym, sielskim krajobrazie z basenem – zdaniem „sztuka to suka” przekreślam szanse na sprzedaż tego obrazu na miłościwie nam panującym rynku sztuki.
Bardzo rzadko, raz na 100 000 zdarza się osoba otwarta, która się nie boi, która myśli po swojemu, która, mimo, że w szkole edukacja z plastyki skończyła się na lekcji muzealnej w 3 klasie, ma odwagę patrzyć na sztukę współczesną bez uprzedzeń. Najwspanialsza jest ciekawość. Naród Kiepskich, po pracy, z pełnym brzuchem, zasiada przed tv i ogląda co mu każą. Tylko jeden na 100 000 egzemplarz alfa będzie walczył o coś więcej, zastanawiał się i szukał. Szukanie kosztuje i boli. Dlatego w moich oczach ktoś, kto przychodzi na wystawę, wszystko jedno, czy na otwarcie, czy potem, to król.